Zanim zajmiesz się stresem…

Ze stresem wcale nie musisz walczyć. Są inne sposoby, bez agresji. Jednak zanim wybierzesz dogodny dla Ciebie sposób, MAŁE ZASKOCZENIE.

Stan aktualny?

Zamartwianie się o coś i strach mogą prowadzić do osłabienia i wyczerpania. Od strony fizycznej łatwo to zauważyć, gdyż stres powoduje konkretne reakcje w ciele, np. napięcie mięśni, szybsze bicie serca albo skurcze żołądka i jelit. Ciało reaguje w różny sposób, ale niezależnie od tego JAK reaguje, wymaga to dodatkowego nakładu energii. Jeśli sytuacja utrzymuje się dłużej, organizm coraz słabiej radzi sobie z regeneracją, zaczynają się bóle głowy, bóle brzucha, problemy ze snem, a nawet mogą rozwijać się bardziej poważne choroby.

Od strony emocjonalnej także nie jest wtedy idealnie. Rozwijamy bowiem paletę emocji tzw. trudnych, w tym złość, zawiść, strach, przerażenie, zniechęcenie, itd. Z czasem jedna emocja nakręca drugą i powstaje błędne koło, które może prowadzić np. do agresji lud do depresji.

Stres wyczerpuje nas także mentalnie, głównie poprzez natłok negatywnych myśli, z którymi coraz trudniej sobie poradzić. Z jednej strony mamy potrzebę, aby uzasadnić odczuwane emocje, powstają więc myśli, słowa i obrazy adekwatne do tej trudnej sytuacji (powstaje opis przeszłości i teraźniejszości). Z drugiej strony zaczynamy projektować „czarne scenariusze” i myśleć o tym, czego się boimy. To projektowanie obrazu przyszłości, mało optymistycznego.

Problem w tym, że takimi myślami potęgujemy emocje, np. czujemy jeszcze większy strach. Ciało wyzwala kolejną reakcję stresową, a ta wyzwala kolejne emocje… Wszystko się zapętla i odnosimy wrażenie, że wpadliśmy w pułapkę bez wyjścia.

Co zrobić?

Technik na oswobodzenie się z pułapki stresu jest wiele. W pierwszej kolejności polecam jednak działanie z zaskoczenia. Polega na tym, aby na pewien czas zupełnie nie zajmować się tematem stresu… Co w zamian? W zamian skoncentrować się na tym, co nas WZMACNIA. Aby mieć siłę zająć się problemami, najpierw znajdźmy ŹRÓDŁO SIŁY.

Jak to zrobić?

Zastanów się co jest dobrego/pozytywnego w Twoim życiu już TERAZ. Skoncentruj się na tym.
– Co jest w Tobie zdrowe?
– Co jest ładne?
– Co dobrego masz?
– Czyja obecność Cię cieszy?
– Co jest pozytywnego w osobie, z którą spędzasz czas?
– Co jest pozytywnego w miejscu, w którym mieszkasz?
– Co miłego dziś usłyszałeś?
– Co pięknego dziś widziałeś?
– Co dobrego się dziś wydarzyło?
– …

Jeśli chcesz pozytywnej i bardziej trwałej zmiany, możesz wyrobić sobie nawyk takiego pozytywnego spojrzenia i doceniania. Możesz się tego nauczyć! Zacznij od tego, aby przez 3 – 4 tygodnie koncentrować się na tym codziennie chociaż przez kilka minut i zapisać te pozytywne spostrzeżenia. Możesz np. założyć sobie piękny notes i codziennie rano lub codziennie wieczorem zapisać tam minimum 3 pozytywne obserwacje (inna pora dnia też będzie w porządku). Codziennie zauważaj co najmniej trzy nowe, dodatkowe.

Dla niektórych jest to ćwiczenie wdzięczności, docenienia, pozytywnego myślenia, radości. Możesz je nazwać jak Ci wygodnie, a możesz w ogóle nie nazywać. Ważne, aby nauczyć się przestrajać umysł z myślenia „dołującego” na myślenie wzmacniające. Gdy będziesz mieć tę umiejętność oraz swoją listę jasnych aspektów Twojego życia, wówczas będziesz mieć więcej siły, aby zabrać się na rozwiązywanie odłożonych problemów.

c.d.n.

NIE MUSISZ WALCZYĆ ZE STRESEM

(z cyklu „Twoje zdrowie w Twojej głowie”)
 

Zwalczanie stresu, walka ze stresem, działania antystresowe, jak pokonać stres… Czy to absolutnie konieczne?

Paradoks

Wszyscy znamy zasadę „akcja-reakcja”. Ta zasada przybiera szczególne barwy, gdy wkraczamy na pole bitwy. Co tam mamy? Ofensywa – defensywa, atak – obrona, atak – atak. Jak jedna strona atakuje, druga zaczyna się bronić i też może zaatakować. Zaczyna się walka, wymiana ciosów i agresji. A to kosztuje dużo energii, dużo siły. Oprócz sporej dawki agresji, może pojawić się też frustracja, jeśli okaże się, że szala przechyla się w stronę przegranej…

Co to ma wspólnego ze stresem? Otóż ma bardzo dużo. Próbując walczyć ze stresem, paradoksalnie możemy wzmóc agresję i rozpętać wojnę, której konsekwencje będą jeszcze groźniejsze niż to, z czym zaczynaliśmy walczyć.

Nastawienie

Zgadza się, chodzi przede wszystkim o nastawienie, o podejście. Prawdą jest, że bojowe nastawienie do walki może mobilizować, dodawać sił i energii , pobudzać do działania – tak jest w początkowej fazie. Można by powiedzieć, że to dobrze, że o to chodziło. Tyle tylko, że po pewnym czasie sił zaczyna ubywać. Walka wyczerpuje. Owszem, mogą pojawić się nawet pierwsze wygrane bitwy, ale pojawiają się też pierwsze przegrane. Satysfakcja z początkowych sukcesów miesza się z bezsilnością, frustracją lub złością. A jeśli spadek sił okaże się poważny, możemy się zupełnie poddać, a wtedy samopoczucie jest o wiele gorsze niż na początku, ponieważ odczuwamy gorycz porażki, a czasami ciężar jeszcze innych konsekwencji przegranej.

Stres jako komunikat

Przyjrzyjmy się przez chwilę temu z czym tak naprawdę chcemy walczyć. Z odczuciem bycia zestresowanym? Z osobą lub z sytuacją, która nas stresuje? Zauważmy, że zazwyczaj mamy do czynienia z długotrwałymi sytuacjami, które uznajemy za trudne. Czy na pewno chcemy się szarpać z kimś lub z czymś, albo co gorsza z samym sobą???

Czy nie lepiej zachować siły na coś bardziej konstruktywnego? A gdyby tak potraktować stres jako lekcję, jako komunikat? Może zamiast marnować energię na szarpaninę, wykorzystać ją na odszyfrowanie komunikatu.

Co tak naprawdę nas stresuje?

Dlaczego coś stresuje nas bardziej, a co innego mniej? Dlaczego inni nie przejmują się tym samym co my? Co tak naprawdę nas stresuje? Jakie sytuacje? Co się w nich powtarza, co mają wspólnego? Jak na nie reagujemy? Czy zawsze tak samo reagowaliśmy? Czy można reagować inaczej? Jak? Co można robić inaczej?

Zamiast agresywnie uderzać, postarajmy się zrozumieć czym tak naprawdę jest stres w naszym indywidualnym przypadku. Poobserwujmy go najpierw. Posłuchajmy samych siebie. Dopiero gdy będziemy wiedzieć z czym dokładnie mamy do czynienia, wówczas przyjdzie czas na spokojne zastanowienie się jakich zmian potrzebujemy.
C.D.N.

Równowaga między życiem prywatnym a pracą?

Koncepcja „work-life balance” jest coraz bardziej popularna. To angielskie określenie przetłumaczone dosłownie oznacza równowagę między pracą a życiem. Czyli co, jak człowiek pracuje, to nie żyje? Czy praca nie jest elementem życia?

Nasze życie jest całością. Na tę całość składa wiele aspektów. Jest rodzina, przyjaciele, rozwój osobisty, odpoczynek, zdrowie. Jest też praca zawodowa, są finanse i wiele innych elementów. Tych „części składowych” jest wiele, każdy z nas je inaczej układa, innym nadaje priorytety. Jednak niezależnie od tego, jak je nazwiemy, którym przypiszemy mniejszą wagę, a którym większą, jedno pozostanie niezmienne. POŁĄCZENIE.

Rzeczywiste podziały?
Owszem, możemy wiele spraw podzielić i pozornie wyodrębnić. Standardowym podziałem powszechnie stosowanym jest wydzielanie pracy od tzw. życia prywatnego. Na poparcie tego jest podział czasowy, dla przykładu praca od poniedziałku do piątku w godzinach 8-16. A weekend czas dla rodziny, dla siebie. To uproszczenie oczywiście, ale sądzę, że wiele osób doskonale zna taki podział. I co to oznacza?

Na czym teoretycznie polega „work-life balance?” Czy na tym, że w weekend choćby się waliło paliło, to pracy się nie dotykam, a na tygodniu w godzinach 8-16 nie interesują mnie najbliżsi, a i zdrowie też może poczekać? Można i tak, ale…

Na pewno?
Gdy jesteś w pracy, czy przestajesz być dzieckiem swoich rodziców, rodzicem swoich dzieci, przyjacielem swoich przyjaciół? Czy najbliższa Ci osoba przestaje być ci najbliższa w czasie, gdy pracujesz? Oczywiście, że nie. Całe nasze życie istnieje w każdej chwili. W pracy także…

Co to oznacza w praktyce? Wbrew pozorom wcale nie oznacza, że będąc w pracy mamy telefonować do bliskich albo zamieszczać posty dla znajomych z facebooka. Nie oznacza również, że mamy pracować bez wytchnienia we wszystkie weekendy. Tak naprawdę klucz tkwi w naszym podejściu. Im bardziej usztywnione, tym trudniej uzyskać balans.

Koncentracja
Ważne, aby koncentrować się na tym co chcemy, a nie na tym czego nie chcemy. Będąc na urlopie nie ma sensu myśleć o tym, aby nikt z pracy do ciebie nie dzwonił, ponieważ jeśli faktycznie zadzwoni, poczujesz rozdrażnienie, a nawet złość. Idąc do pracy nie ma sensu zamartwiać się tym, że jeśli dzisiaj znów rozboli cię głowa, to nie wyrobisz się z zadaniami. Koncentrujmy się na tym, co właśnie robimy i róbmy to na 100%. A jeśli pojawi się coś niezaplanowanego? Co odrzucić, a co przyjąć? Tu właśnie potrzebna jest elastyczność.

Work-life balance możemy próbować uzyskać poprzez sztywne podziały. Możemy jednak spróbować inaczej. Tym proponowanym sposobem jest pełna koncentracja na tym, co aktualnie robimy (jeśli właśnie odpoczywamy, to również odpoczywajmy na 100%) oraz elastyczne podejście do tego, co niezaplanowane. Być może długo oczekiwany telefon od przyjaciela otrzymamy w któryś poniedziałek przed południem, a rewelacyjna propozycja zawodowa pojawi się akurat w weekend…

 

 

 

Co Cię motywuje rano do wstania z łóżka?

Odpowiedź na to pytanie sporo mówi o naszym nastawieniu do życia i często skłania do refleksji. Zdarza mi się je zadawać w trakcie sesji coachingowych lub szkoleń, a odpowiedzi układają się w trzy główne podejścia. Jakie?

„Wstaję, bo muszę”

„Wstaję, bo muszę psa wyprowadzić”

„Jak nie wstanę, to się spóźnię to pracy”

„Dzieciom śniadanie muszę zrobić i je obudzić, bo same do szkoły nie wstaną”

Brzmi znajomo? „Wstaję, bo MUSZĘ”. Jakże często to właśnie słowo jest porannym motywatorem. Dobrym? Zależy jak na to spojrzeć. Często jest z pewnością motywatorem skutecznym, ponieważ człowiek faktycznie wstaje. W jakim jest nastroju? O porannych nastrojach długo by dyskutować. Jedno wiem na pewno, jakoś trudno mi sobie wyobrazić szczery promienny uśmiech i jednoczesne wypowiedzenie słów „muszę wstać”. Chcesz sprawdzić? Uśmiechnij się i powiedz te dwa słowa. Coś tu nie pasuje, prawda?

Jest coś jeszcze. Złość i bunt. Jeśli przez długi czas wciąż jest poranne „muszę”, może kiedyś nadejść taki poranek, gdy górę weźmie złość i bunt. „Nie wstaję”, „myślcie o mnie co chcecie, mam dosyć, ja ciągle…” po czym może nastąpić długa litania wyrzutów, zarzutów, żalu i złości na cały świat. A jeśli w pobliżu akurat jest mąż, dziecko lub inny domownik, jest „szansa”, że spłynie na niego złość kumulowana od tygodni, miesięcy, a nawet lat.

Stop. Przecież można inaczej.

„Wstaję, bo chcę”

Jak to się dzieje, że niektórzy rano wstają, bo CHCĄ?

„Wstaję, bo takie piękne słońce już świeci”

„Już się wyspałem, a przede mną nowy dzień”

„Zaraz zjemy pyszne śniadanko”

Dla niektórych to normalne i oczywiste. Wstają z własnego wyboru, nie czują się przymuszani. Dla osób, dla których takie podejście wcale nie jest oczywiste, mam dobrą wiadomość. Tego się można nauczyć!

Główna kwestia polega na tym, aby sobie uświadomić jak się czujesz rano z podejściem „muszę”. Jeśli niezbyt dobrze i chcesz czuć się lepiej, masz do wyboru kilka opcji:

  1. Zastanów się co ciekawego / dobrego / pozytywnego Cię dziś czeka. Wystarczy, że znajdziesz JEDEN taki pozytywny element nadchodzącego dnia. Dla Ani to może być spotkanie z przyjaciółką, dla Zenka wyjazd za miasto, dla Karoliny perspektywa dodatkowej godziny dla siebie rano. A dla Ciebie? Co dobrego Cię dziś czeka?
  2. Transformowanie hasła „muszę”.

Przykłady:

a) „Muszę wstać, żeby zrobić rodzinie śniadanie”

CO MOŻE BYĆ W TYM POZYTYWNEGO?

– „Lubię patrzeć jak im smakuje to, co przygotowałam”

„Dobrze z rana zjeść razem”

b) „Muszę wyprowadzić psa”

„Mój ukochany piesek na mnie czeka”

„Odwdzięczy się radością na mój widok”

  1. Uświadomienie sobie, że jednak MASZ WYBÓR. Nawet gdy twierdzisz „muszę”, sprawdź czy to jest na pewno prawda. Gdy dzwoni budzik, możesz go wyłączyć, możesz zostawić aż się wydzwoni, możesz wstać, możesz usiąść, możesz nadal leżeć, możesz przekręcić się na drugi bok i nadal spać, możesz przestawić budzik, aby zadzwonił za 10 minut, możesz…
    Co to oznacza? To oznacza, że nie musisz, ponieważ masz co najmniej dwie opcje do wyboru. To oznacza również, że jeśli wstajesz, to tak naprawdę dokonałeś wyboru, że chcesz wstać, nawet jeśli nie zawsze dokładnie uświadamiasz sobie dlaczego.

„Po prostu wstaję”

Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze innym podejściu do wstawania. Ani „muszę”, ani „chcę”. Za to „PO PROSTU WSTAJĘ”. Nie zastanawiam się na tym, wstaję i tyle.

„Budzik dzwoni i wstaję”

„Nie zastanawiam się”

Takie podejście mogę polecić zwłaszcza osobom, które obecnie wstają „bo muszą”, ale nie dowierzają jeszcze jak można przetransformować „muszę” na „chcę” . To podejście jest neutralne, sprowadzone do automatyzmu. Jednym słowem nawyk. Umysł świadomy nie jest zaangażowany.

Aby się nauczyć nowego nawyku, zwykle wystarcza trzy do czterech tygodni codziennego powtarzania danej czynności w określony sposób. Na przykład jesteśmy w stanie wyrobić odruch wyłączania budzika, siadania na łóżku i wstawania. Czynności mogą być inne, aby powstał nawyk, ale co najmniej jeden element musi być taki sam, powtarzalny i przez pierwsze 3 tygodnie wykonywany codziennie. Osoby, które mają wyrobiony swój indywidualny poranny nawyk, zwykle są zaskoczone moim pytaniem „co Cię motywuje rano do wstania z łóżka?”

A Ty wstajesz rano dlatego, że „musisz”, „chcesz”, czy „po prostu wstajesz”?